środa, 9 kwietnia 2014

Mam ochotę na chwileczkę zapomnienia

Wczoraj poszłam śladami folkloru wszelakiego. Nie byłabym sobą, gdybym nie zmarnotrawiła przynajmniej ¼ dnia na zaczepianie babuszek i wypytywanie o święta, opowiadania o duchach albo o to „jak się kiedyś żyło”. Jak Pan z cukierkami czekający na dzieci, tak ja czaję się w zakamarkach jarmaku (na targ tu takmówią, bez „r”) i kuszę starsze panie uważnym słuchaniem. Trzeba mieć wiele cierpliwości do tego typu łowów - przedwczoraj nagrałam 4h rozmowy o dawnych czasach, które połowicznie nadają się do kwestionariusza, ale za to usłyszałam że „siostrom to się robić nie chciało, wielkie Panie, w niedzielę urodzone”. I było warto.
Zbliża się Niedziela Palmowa i nie licząc stoisk z fabryczną pstrokacizną, na całym placu stały kobiety w wieku 30-70 lat i sprzedawały własnoręcznie wykonane palmy. Zjechały z okolicznych wiosek i zachwalały twory swoje (a czasem też kilku rodzin!), które były robione przez ostatni tydzień… Moją uwagę przykuła nie ta, co sprzedawała chińszczyznę albo misternie przetykane bibułą palmy w kształcie baranków, kurczaczków czy zajączków, ale Pani, co ledwo stojąc, w chuście, trzymała w garści pęk zrobiony z bukszpanu, suszu i bazi…
„To trzeba w lato suszyć a tera robić. Tera się nie nazbiero. […] bo to jest zielone, w ogródku [bukszpan, Pani mówiła buksztan]. Z miesiąc będzie zielone, później się białe robi. [Trawę] z takich bagnów, no. Z mężem [chodzę], no. [Kwiatki] w ogródku, już siałam! […] Dużo nasiałam [ze sześć rządków. Trzeba to pielić, nawóz sypać…]. To się suszy no, tylko się nie może za bardzo rozwinąć, bo później się wypierzy. Te [to są] suchotka [suchołuski, nieśmiertelniki]. No trza jeszcze po takich kółkach jeździć [że związywać to wokoło, z góry w dół]. […] I to trza na strychu wysuszać, bo tak to by zapleśniały, od wilgoci. […] Na dzień to 40 [zrobię]. Wczoraj to obiad zrobiłam, uszykowałam, to zrobiłam 37. […] Bazie to już, Pani, w lutym trzeba zrywać, bo teraz już wykwitły…”.
Kiedyś palem się nie kupowało, bo każdy w domu sobie zrobił swoją. Dziś panie domu tłumaczyły się brakiem czasu albo tym, że już nie potrafią ich robić, cierpliwości im brak… Jak popytałam, to od 15-20 lat się je robi masowo i sprzedaje.
Tradycja, w przeciwieństwie do wsi wielkopolskiej, bardzo tętni tu życiem. To co na badaniach niematerialnego dziedzictwa wsi wielkopolskiej było rarytasem i spotykanym raz na 10 wywiadów wyjątkiem, tu jest jeszcze codziennością. Panie z koła gospodyń w Rusinowie układają piosenki okazjonalne, raz nawet z akompaniamentem „ostatniego muzykanta” Andrzeja Malika. Panie złapane na ulicy potrafią wydeklamować litanię ziół wykorzystywanych do wianków na Boże Ciało. W pamięci ludzi żywe są gadki, opowieści o zmorach i przyśpiewki weselne.

Proszę Państwa – jestem w etnologicznym niebie!


Izabela Kotlarska



Babuszka z wywiadu, fot. I. Kotlarska


Baranki, fot. I. Kotlarska


Haft opoczyński na targu, cena 250zł, fot. I. Kotlarska


Iza daje okejkę, fot. I. Kotlarska


Kurczaki, fot. I. Kotlarska


Moja palma, fot. I. Kotlarska


Na straganie, fot. A. Dzik


Na targ!, fot. A. Dzik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz