wtorek, 8 kwietnia 2014

Kryzys zaspanego etnologa

Dzień miałam zacząć od wyprawy na targ (wymarsz o 7:00 rano). Mimo szczerych chęci, naprawdę nie byłam w stanie zwlec się z łóżka. Skończyło się na tym, że do 9.30 wylegiwałam się w łóżku, po czym w 10 minut byłam gotowa do wyjścia. Targ zrobił na mnie ogromne wrażenie. Pochodzę z  miasta nieco większego niż Przysucha, a targ u nas jest na oko dziesięć razy mniejszy niż przysuski. Zauważyłam, że podczas gdy w ciągu tygodnia miasto wieje pustkami, to w czasie targu wszyscy nagle wychodzą z domu na targowisko.


A po targu czas na wywiad z przemiłą panią.  Pani powitała nas słowami: „Nie zdejmujcie butów, przecież to nie muzeum”, po czym zaprowadziła do pokoju jakby żywcem z niego wyjętego. Okazało się, że jej córka skończyła Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu i sama wykonała stojące w pokoju krzesła oraz lampy. Przed rozmową zostałyśmy poczęstowane czystym sokiem z jabłek, który jest wytwarzany przez panią Danutę i jej męża. Pychota! W czasie rozmowy zostałyśmy również poczęstowane „ogórkami po hindusku”, które przygotowane zostały przez zięcia pochodzącego z Indii.  Rozmowa potoczyła się bardzo miło, pani opowiadała kilka naprawdę ciekawych historii. Myślę więc, że pomimo tego, że ludzie spotykani na ulicy nie wykazują chęci rozmowy, mogę ten dzień zaliczyć do udanych. 

Marta Kacperczyk



Ogórki po hindusku i sok z jabłek, fot. M. Kacperczyk


Pokój-muzeum, fot. M. Kacperczyk


Przysucha, fot. M. Kacperczyk


Makieta Przysuchy, fot. M. Kacperczyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz