niedziela, 6 kwietnia 2014

Poza Przysuchą

Jest niedzielny poranek. Delikatna mżawka bierze w objęcia całe miasto, a słońce ukryte za szczelnymi chmurami nie chciało pokazać swojego oblicza nawet na sekundę. Zmierzam samotnie w stronę centrum Przysuchy. Mijając kolejne posesje, zauważyć można było jedynie pootwierane na oścież bramy, tak jakby ludzie w popłochu przed czymś uciekali i zapomnieli ich zamknąć.
Wchodząc na teren dawnego rynku żydowskiego na próżno można było szukać żywych dusz. Miasto wyglądało jakby właśnie ogłoszono alarm epidemiologiczny. Gdyby nie otwarte drzwi od sklepu, którego logo stanowi zielony płaz, naprawdę bym w to uwierzył.
Naglę dostrzegam postać mężczyzny w oddali. Euforia sięga poziomu porównywalnego do tego, kiedy spotyka się drugiego człowieka na pustyni. Podchodzę i zagaduję. Chwila niepewności ze strony przybysza. Standardowa gadka „nic nie wiem” nie zniechęca mnie. Używam wszystkich dostępnych środków perswazji. Sukces! Tajemniczy pan prosi o mój numer telefonu. Spisuję w zeszycie i niechlujnie wyrywam świstek. Pan bierze i odchodzi. „I tak nie zadzwoni” – myślę.
Nie minęło pół godziny, kiedy dostaję telefon – „Proszę zjawić się o 14:30 na Placu Kolberga”.
Tak zaczyna się wyprawa, która odwróciła sytuację dnia dzisiejszego o całe 180 stopni. Nieznajomy dotąd pan przyjechał bowiem po mnie samochodem. Zaprosił do auta i wyruszyliśmy na istną wycieczkę krajoznawczą po okolicznych miejscowościach. Miły Przysuszanin pokazał mi takie smaczki jak opuszczony pałac Dembińskich i kościół św. Krzyża w Borkowicach, kościół w Gielniowie oraz pomnik błogosławionego Władysława, który jest wręcz czczony przez miejscowych. Na deser siedziba Zgromadzenia Zakonnego Sióstr Służek NMP Niepokalanej, kościół w Smogorzowie i przysuski cmentarz. „Chyba ten pan nie jest księdzem?” – zastanawiam się. Przy okazji dostałem niezłą lekcję historii, ponieważ pan okazał się z zamiłowania historykiem i wszelakie niuanse przysuskiej ziemi nie są mu obce. Na koniec bonusowo otrzymałem podwózkę pod samą Topornię prosto na obiadek. Rewelacja!

Morał opowieści jest prosty: nawet, kiedy myślisz, że dzień będzie do „D” – jedna chwila może to zmienić. Analogicznie do całokształtu naszych badań – nawet, jeśli pierwsze dni nie obfitowały w „zdobycie” informatorów i na naszym koncie nie ma żadnego wywiadu, pod żadnym pozorem nie wolno rezygnować… Nie!

Jędrzej Lichota
 Front kościoła Św. Krzyża w Borkowicach, fot. J.Lichota
 Eklektyczny pałac rodu Dembińskich, fot. J.Lichota
 Stara (lecz odnowiona) siedziba Służek w Mariówce, fot. J.Lichota
 Nowa siedziba Służek w Mariówce, fot. J.Lichota

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz